środa, 25 lipca 2012

50. Deszczowe koty



Kocia kronika
27 grudnia 2011r.
Tegoroczną zimę trudno jest w ogóle nazwać "zimą", przynajmniej jak na razie. Niebo przysłoniły gęste, deszczowe chmury, ani myśląc o zesłaniu na ziemię białego puchu. Wszędzie było mokro, szaro i ponuro. Jak się jednak okazało, ta w pełni jesienna i wilgotna aura wcale, a wcale nie przeszkadzała pewnej grupie zwierząt, a mianowicie... dzikim kotom.


^Torpeda
Szczerze mówiąc, powątpiewałam w to, iż jakiekolwiek koty mogą wykazywać najmniejszą aktywność w taki dzień, a już w szczególności gepardy. Tym razem jednak po minięciu sąsiedniej ekspozycji bocianów białych, niemal natychmiast dostrzegłam ruch; najpierw na terenie samca (jego "terytorium" można obserwować jedynie z daleka), a następnie na wybiegu jego partnerki, o trafnym imieniu Torpeda. Przyzwyczaiłam się już do widoku krążącej po fragmencie swojego rewiru lub smacznie śpiącej "torpedy". Dzisiaj kocica nieco mnie zaskoczyła. Po kilku rundkach przy ogrodzeniu, oddzielającym ją od partnera, zaczęła zbliżać w kierunku zwiedzających. Kiedy znajdowała się blisko, przystanęła. Coś wyraźnie ją zainteresowało - okazało się, że stała za tym jakaś woń. Ukucnęła. Swój mały, jak na wielkie koty łeb, zbliżyła do zgniło-zielonej trawy. My, czyli ja i mój tata, mieliśmy doskonałą okazję do bliższego przyjrzenia się najszybszemu ssakowi na świecie i wykonania portretów (na co zwykle nie mamy szans). Trwało to kilka, może kilkanaście minut. W tym czasie gepardzica zmieniała swe pozy - to stanęła, to nachyliła się, to spojrzała w inny kierunek... Wkrótce, gdy zapach przestał tak ją absorbować, powróciła do swojego "ulubionego zajęcia" - krążenia po wybiegu. 
W tym samym momencie na scenę wkroczyła mżawka, towarzysząc nam już do końca wyprawy.


^Przejść się, czy nie?
Deszcz gęstniał, robiąc się przy okazji coraz bardziej irytującym. Widząc pustki na tygrysim wybiegu, skręciła, by sfotografować ciekawie zachowujące się bongo. Stadko dorosłych osobników pasło się, dostojnie spacerując po zżółkniałej trawie. Tymczasem młoda antylopa starała się rozruszać całą tą "przywiędłą" atmosferę, zaczepiając starsze zwierzęta i podskakując. W pewnym momencie, do moich uszu doleciał dźwięk, którego nie miałam okazji słyszeć od dawna. Niski, potężny, wyrażający ogromną siłę. Tak, to musi być ten kot. Szybko porwałam sprzęt i udałam się przed "skały wielkich kotów". Majestatyczny tygrys sumatrzański, Iban, zaryczał ostatni raz, po czym... zniknął w "jaskini" - wejściu do wybiegu wewnętrznego. No nic, trzeba było uzbroić się w cierpliwość i czekać aż pasiasty kól dżungli ponownie ukaże się na swoim terenie. Długo jednak nie postałam, gdyż mą uwagę szybko przykuła para lwów - mieszkająca po sąsiedzku z tygrysami.


^Sofia znów coś dojrzała.
Sofii, młodej lwicy, wcale nie przeszkadzała szaruga albo deszcz. Może nie była, tak jak zwykle, chętna do gonitw, walk i polowania na Zulusa, jednak wszystko, co robiła, zdawało się krzyczeć "nie poddam się nudzie!". Było to dość zabawne w jej wykonaniu. Spacerowała od "lwich skał", na końcu wybiegu, do zepsutej piłki lub ogromnego konaru. Wszędzie widziała coś, co mogłoby stanowić doskonałą zabawkę. 
Nie zapominała oczywiście o swoim towarzyszu - Zulusie, co jakiś czas podchodząc do niego i zapraszając do wspólnej zabawy. On jednak nieugięty siedział w lwiej jaskini. W końcu, gdy obie myślałyśmy, iż zdecydował opuścić się "suchą kryjówkę", Zulus wyjrzał, przeciągnął się, ziewnął i powrócił do popołudniowej drzemki. To zdecydowanie nie były jego klimaty... 


^Nadaam
Ponownie usłyszałam typowe dla kotów odgłosy, z tym, że dochodziły one nie z tygrysiego królestwa, a z woliery irbisów. 
Zastałam parę stojącą przy ogrodzeniu. Coś mocno zainteresowało zwierzęta, gdyż z wielkim uporem obserwowały świat zza siatki. 
Po krótkiej zaczepce ze strony Nadaam, Krakus postanowił trochę pospacerować. Samica chwilę jeszcze posiedziała, ale szybko dołączyła do samca. W drodze ponownie rozmyśliła się i z kocią gracją wskoczyła na konar, a następnie na daszek "domku irbisów". Gdy ona oglądała świat przez mżawkę, ja miałam okazję przyjrzenia się używanym świątecznym prezentom - dobrze obgryzionym kościom.
Nadaam, po zaspokojeniu ciekawości, znów zeszła na ziemię, by pospacerować. Szybko dowiedziałam się, co powodowało błyskawicznie zmieniające się zachowanie panter śnieżnych - czas obiadu. Pani niosąca wiaderko kocich smakołyków, podeszła najpierw do małego wybiegu. Krakus widząc to, zaczaił się za pieńkiem. Kiedy tylko porcja wylądowała na ziemi, pogalopował do niej, gwałtownie chwycił w swe szczęki i zaniósł na drewnianą półkę. Nadaam wykazała się zdecydowanie większym opanowaniem. Spokojnie podeszła do ogrodzenia i przechwyciła królika (?). Następnie skierowała się ku drugiej półce i tam zaczęła swą ucztę.


^Czyżby i Iban coś dojrzał?
Postanowiłam powrócić do tygrysów. Nie będę ukrywać, że moim największym celem tej wyprawy było sfotografowanie Ibana - samca tygrysa sumatrzańskiego, przebywającego w warszawskim ZOO gościnnie. Mój tata, obserwując tygrysy już wcześniej, zdradził mi, iż Iban pokazuje się na wybiegu, co pewien czas. Wystarczy tylko poczekać. Uzbroiłam się więc w cierpliwość. Ku mojemu zaskoczeniu, nie minęła nawet minuta, a tygrys wyjrzał z czarnej "jaskini". Dumnie krocząc, powoli wychylał się zza krzewów. Trzeba przyznać - Iban to wspaniały, majestatyczny i piękny drapieżca.


^Ratu i Iban
Tygrys jeszcze kilkakrotnie pojawiał się i znikał. Jednak nigdzie nie było widać Ratu, prawowitej władczyni tygrysiego wybiegu. Kiedy myślałam, że tego dnia już się nie pojawi i skupiłam się na fotografowaniu i filmowaniu Ibana, ona zrobiła mi niespodziankę. Patrząc przez wizjer aparatu na wynurzającego się z krzaków samca, zauważyłam, że w tle coś za nim podąża. Cień? Nie, to Ratu! Tygrysica nieśmiało wyszła na środek wybiegu. Przystanęła i dumnym wzrokiem zaczęła oglądać okolicę. Iban, wreszcie widząc swoją partnerkę na dworze, postanowił podejść do niej - od tyłu. Kocica jednak udaremniła jego plany, odwracając się i kładąc uszy po sobie. Wolno cofnęła się o jeden krok. Samiec rozwarł swe szczęki i z wyszczerzonymi zębami podszedł do niej. Jednak Ratu wcale się to nie spodobało. Wysłała mu ostatnią przestrogę. Poskutkowało. Iban odszedł. 


^Kłótnia
Nie zaczepiał tygrysicy, aż do momentu, gdy zapragnęła z powrotem zniknąć w "grocie". Nie zważając na to, że Ratu ma "zły dzień", ruszył w jej stronę. Tym razem samica nie poprzestała na wysyłaniu delikatnych, wizualnych ostrzeżeń. Natychmiast przybrała uległą pozę, jednocześnie kładąc po sobie uszy i mierząc samca przenikliwym spojrzeniem spode łba. Nie zadziałało. Może zademonstrowaniu kłów coś pomoże? Iban pozostawał niewzruszony. Jak tak, to tak! Ratu zamachnęła się swą potężną łapą. Za chwilę znowu. Niech on sobie nie myśli! Gdy Iban odskoczył, zaprzestała dalszego natarcia.  W poważnej walce miałaby przecież małe szanse na przetrwanie, a Iban... Nosił już jedno tygrysie istnienie na sumieniu. Ratu przednimi łapami oparła się o schodek i dzikim wzrokiem spojrzała się na partnera. Kiedy wreszcie samiec oddalił się na "bezpieczną odległość", zniknęła w mroku "jaskini". 


^W ogrodzie pozostali już tylko Atos i Aramis.
Osiągnąwszy główny cel wyprawy, wolnym krokiem powędrowałam do woliery jaguarów. Na dużym wybiegu zastałam dwójkę braci, natomiast na mniejszym, przylegającym do niego, ich matkę - Beatę. Dawno już nie miałam okazji jej widzieć. Będąc w ZOO we wrześniu, Beata oddawała się spokojnej drzemce (a jeszcze w maju przez widok trójki dorosłych dzieci nie mogła usiedzieć na miejscu). Dzisiaj również wypoczywała na swojej drewnianej platformie i nic nie zapowiadało zmian. Bracia natomiast z gracją jaguara spacerowali między konarami i kłodami. Z tymi drapieżnikami spędziłam resztę mojej wizyty. W chwili, gdy musiałam kończyć zwiedzanie i odchodziłam już od woliery południowoamerykańskich kotów, jeden z braci truchtem podbiegł do mnie. Zaciekawił go bowiem... statyw. Sekundę później siedział przy nim brat. Obaj podnieconym wzorkiem wpatrywali się w urządzenie, niczym w zabawkę lub ofiarę. Byli niezwykle niepocieszeniu, gdyż nowo poznana rzecz zaczęła się oddalać. Na mojej twarzy samoistnie zagościł szeroki uśmiech.


^Byliśmy jednymi z nielicznych zwiedzających.
Dawno nie miałam takiego szczęścia. Wszystkie koty prezentowały się podczas wizyty po prostu niesamowicie. Udało mi się też wreszcie zobaczyć Ibana, a także w końcu zrobić portret gepardzicy Torpedzie. Ach, oby więcej takich pięknych dni! I co z tego, że deszczowych :)! 
***
Informacje


- Notka z dnia 01.01.2012r! Napisana jeszcze na blogu Felidae - poprzedniku Perfekcyjnych. Oczywiście, zdjęcia wykonałam w ZOO warszawskim.

4 komentarze:

  1. Twoje zdjęcia są przecudowne. Jak dotąd jeszcze nigdy nie udało mi się zrobić żadnego przyzwoitego zdjęcia podczas pobytu w zoo (pomijając fakt, że rzadko je odwiedzam). Koniecznie muszę pojechać do tego warszawskiego, chociażby po to, by obejrzeć Irbisy, które wprost uwielbiam :)

    Tak z ciekawości, jak długo Iban będzie gościł w Warszawie? I skąd przyjechał?

    Pozdrawiam [okiem-psa]

    PS. Dodaję Twojego bloga do linków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromne dzięki! ;)
      Cóż, o dobre zdjęcie w ZOO niestety trudno. Za najlepsze uznaje się takie, na których nie widać krat/siatki/odblasków lub ewidentnie nienaturalnych elementów, ale pewnie to już wiesz ;). Na pewno uda Ci się zrobić "zdjęcie życia" (których, jak ktoś kiedyś napisał może być wiele ;) w ogrodzie zoologicznym! :D Trzeba tylko czasem nastawić się na stanie przy wybiegu...

      Iban przybył do Warszawy z Frankfurtu :). Niestety, nie ma go już w stołecznym ZOO. Za to teraz na wybiegu bawi się jego potomstwo - trójka młodych tygrysiątek :).
      Wybacz za wprowadzenie w błąd, ale post (z resztą ze stycznia tego roku) był jednym z tych przenoszonych z innego bloga.

      Bardzo dziękuję :D! Również pozdrawiam!

      Usuń
    2. Tak wiem, że post jest przeniesiony, ale nie mogłam się powstrzymać od komentarza ;)

      Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się zrobić jakieś ładne zdjęcia.

      Chciałabym zobaczyć te maluchy, ale wycieczka do zoo, szczególnie warszawskiego, w moim wykonaniu jest prawie nieosiągalna :D

      Usuń
    3. Szkoda, bo w sumie to ładne ZOO. No i ma ciekawych mieszkańców ; ). Ale nigdy nie mów nigdy, a nuż się uda? : D Może nawet w niedalekiej przyszłości? Życie stawia przed nami często wielkie i wręcz z pozoru nierealne niespodzianki! ; )

      Rozumiem, rozumiem.
      Ja na razie tak tutaj mącę, bo a to z 2010, a to z 2009; a notki to często w ogóle zimowe : P.

      Usuń