~*~
3 stycznia 2010r.
Cofnijmy się jeszcze trochę w
przeszłość. Spadł śnieg, termometr zaczął wskazywać ujemne temperatury, a trzy
młode koty argentyńskie... Szalały na wybiegu. Mimo że gatunek ten pochodzi z
cieplejszych krajów, kociaki z Warszawskiego ZOO postanowiły zbadać zaistniałą sytuację.
Wreszcie na ich terenie pojawiło się coś nowego, niezbadanego i dziwnego.
^Kot argentyński pod "świąteczną dekoracją" - młodym świerkiem. Niestety w kadr weszła też ta górka śniegu...
Powitał mnie jeden, siedział tuż przy
ogrodzeniu. Obserwował uważnie nielicznych zwiedzających. Drugi spacerował po
białym puchu. Przez krótką chwilę zaciekawiła go świerkowa gałązka. Ich woliera
była bowiem świątecznie przystrojona. Jednym słowem wprowadzone tam zmiany
można określić „zimową dżunglą”, a z perspektywy kotów „świerkowym placem zabaw”.
Młoda samiczka postanowiła wdrapać się
na średniej grubości gałąź (fot. wyżej). Niestety w dalszej wspinaczce
skutecznie przeszkodził jej brat, który "przypadkowo" tędy
przechodził. Złapał "kociego alpinistę" za tylną łapę (którą z resztą
ofiara chciała wcześniej pozbyć się natręta). W końcu kotka trzymała się już
tylko przednimi łapkami, a „kochany braciszek", w ogóle nie dostrzegając jej
tragedii, wciąż chciał się "bawić". Aby wyjść z tej sytuacji z dumą, samica
zgrabnie odskoczyła, dając przy okazji pokaz zręczności "cętkowanych
dachowców".
Inny mały (na logikę - samczyk, są bowiem dwaj bracia i jedna
kotka) wkroczył na ścieżkę (oblodzona, aczkolwiek łatwiej było chodzić po niej
niż po śniegu) i podszedł do mnie. Przez chwilę wpatrywał się w "dziwne
urządzenie", zwane statywem. Czyżby zapamiętał ten "szczegół"?
Zawsze zabieram go ze sobą, czy to do zoo, czy też do lasu, bowiem tworzę
filmy (m.in. o tej trójce); ale może to tylko jeden z efektów oswajania przez
zwiedzających?
Kiedy mały gapił się w statyw, drugi kociak wywęszył jakiś ciekawy
zapach. Nagle przerwał pasjonujące węszenie. Coś innego zwróciło jego uwagę.
Nie spuszczał oczu ze świerkowych zarośli, a ja dopiero po chwili dowiedziałam
się, co go tak zainteresowało - obiad. Koteczka już wynosiła białą mysz na
zewnątrz, aby zjeść na świeżym powietrzu. Ale jak to bywa z rodzeństwem, trzeba
bardzo uważać. Po tych harcach, bracia też zrobili się głodni. Dlatego samica od
razu znalazła sobie doskonałą kryjówkę. Razem z jedzonkiem, schowała się za
budką. Tu było cicho i spokojnie, może troszkę ciasno, ale szanse na
wykradnięcie łupu przez rodzinkę - małe.
^Zainteresowany
W sumie tego dnia spędziłam przy kotach argentyńskich krótki czas,
bo jakąś godzinę czy dwie (przy ciekawych obserwacjach nie patrzy się, co
minutę na zegarek, który z resztą był gdzieś ukryty w torbie na aparat). Trzeba
było kończyć tę "zabawę". Jednak wpierw: jak to się wszystko
skończyło? Kociak, który zauważył siostrę z ofiarą, dał sobie spokój z walką o
mysz, przecież w środku jest ich jeszcze co najmniej kilka. Natomiast drugi
samczyk podjął nieudaną próbę porwania myszki, na szczęście lub nieszczęście -
bezskutecznie.
Zwierzaki mnóstwo czasu przesiadywały tego dnia w swojej zewnętrznej wolierze (jeszcze się nie zdarzyło, aby cała
trójka siedziała tyle w swoim "ogródku"), a niskie temperatury
wydawały się być dla nich niczym strasznym.
***
Informacje
- Notka z dnia 05.09.2010r., napisana jeszcze na poprzedniku
Perfekcyjnych – Felidae.
- Zdjęcia wykonałam w Warszawskim Ogrodzie Zoologicznym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz