poniedziałek, 24 grudnia 2012

60. Świąteczna fotonotka


Witam wszystkich! Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałabym złożyć Wam najlepsze życzenia! Zacznijmy od klasycznego: dużo zdrowia, mnóstwa radosnych chwil i pomyślności! I oczywiście wspaniałych Świąt, spędzonych z rodziną! Jednak przede wszystkim spełnienia marzeń - wszystkich, realnych jak i nieco mniej realnych! Niech nigdy nie opuszczają Was: odwaga i wiara w siebie, a w przypadku artystów bądź pisarzy - także wena.
Również Waszym zwierzakom - nie tylko kotom! - chcę życzyć wszystkiego najlepszego!;)

Jako, że nigdy nie byłam mistrzem w składaniu życzeń, przygotowałam krótką, świąteczną fotonotkę. Jej bohaterem jest młody kocur, o trafnym imieniu Timon.






Informacje
- Zmiana w zakładce "Blog z muzyką!". Jeśli lubicie lekturę z zimowym, spokojnym i lekko tajemniczym podkładem muzycznym, to "Ice Dance" (którego autorem jest Danny Elfman, a sam utwór pochodzi z filmu "Edward Nożycoręki") jest wprost dla Was :).
- Wkrótce postaram się również stworzyć nowy szablon!
Wesołych Świąt!

środa, 12 grudnia 2012

59. Jaguar - król Ameryk


Posłuchaj: Nick Cave - La Traversee
Parne popołudnie na amerykańskich mokradłach. W promieniu kilkuset metrów rozciąga się mozaika, złożona z dzikich łąk, drzewiastych wysepek i labiryntu kanałów. Stada purpurowych irbisów, białych i rdzawych czapli, smukłych wężówek czy różowych, niczym lilie, warzęch tańczą razem nad taflami wód. W nagrzanych od amerykańskiego słońca jeziorkach ścigają się ryby - wężowate, drobne, płaskie,  kolorowe... Zaś po niebiańskim, lazurowym oceanie zawieszonym nad rozlewiskiem szybują papugi wszelkiego gatunku i rodzaju. Rozbrzmiewają śpiewy, grzmią ptasie wrzaski, piski, jakieś pohukiwania. I jeszcze owady ze swą jednostajną grą! Zewsząd ciśnie się w oczy przepych barw i kolorów, piór długich lub puszystych. Słońce przyklaskując całemu towarzystwu, zsyła swe gorące promienie. Niepostrzeżenie, na jedną z podmokłych łąk wyłania się z wiecznie-ciemnego lasu stworzenie - potężne, muskularne; jakby zrobione ze złota i przyozdobione fantastycznym wzorem z czarnych rozet. Bije od niego moc, potęga i pewność siebie. Wchodzi na tę rozpustną scenę bez jakichkolwiek zahamowań, jak król. W końcu to jaguar (Panthera onca) - największy amerykański zabójca. Bystre oczy lustrują cały rozgardiasz. Ogon delikatnie podryguje. Niewiarygodne, z jaką siłą i gracją stawia każdy krok.
Na moment przystaje, a jego zmęczone życiem spojrzenie zdradza, że przybywa tu tylko w celu zatopienia swego ogromnego cielska w mętnych wodach mokradeł...

^Samiec jaguara

Parę faktów...
W dzisiejszym poście przyjrzymy się bliżej samemu królowi Ameryk - jaguarowi. Oczywiście "przyjrzymy się bliżej" trzeba rozumieć jako znaczenie dosłowne. Zetkniemy się z nim oko w oko, bowiem dzisiaj przybliżę Wam parę faktów o jego wyglądzie.
To trzeci, zaraz po tygrysie i lwie, największy kot świata. Z rodziny Felidae wyróżniają go szczęki. Ich nacisk jest tak silny, że potrafi przełamać skorupę żółwia... Drapieżca bije więc wszelkie rekordy, przynajmniej w swej rodzinie.
Jak u każdego kota, jego pazury mogą się chować.
Dł. ciała 
100-240 cm
Wys. w kłębie
45-75 cm
Dł. ogona
do 90 cm
Waga
36-158 kg
Samce są zdecydowanie większe i cięższe od samic.




Cechy charakterystyczne
Kiedy patrzymy na jaguara, w oczy rzuca się jego niezwykle muskularne ciało. Mięśnie, przynajmniej w moim odczuciu, są u tego kota bardzo "wyeksponowane", w przeciwieństwie np. do często mylonej z nim smukłej pantery. Pod względem budowy, u jaguara nie ma miejsca na delikatność, kruchość czy puszystość...
Odcień futra waha się od piaskowego do ciemnozłotego. Zdobią je rozety, które w odróżnieniu do plamek lamparcich, często posiadają w swoim środku jeszcze malutką plamkę. Podbrzusze jest kremowe bądź białe i obowiązkowo nakrapiane.
Każdy ruch, każde uderzenie łapą o ziemię, pełne jest jaguarzej mocy. Widać to szczególnie, gdy energicznie maszeruje. Siła i potęga biją wtenczas od niego.
Łeb jest wielki, łapy krótkie i masywne. Ogon niedługi... Dziwne, jak na dzikiego kota, lecz z drugiej strony posiadanie czegoś a'la gepard nie miałoby sensu, przede wszystkim ze względu na technikę łowiecką. Nie ściga on bowiem swojej ofiary pośród traw sawanny, a czai się w gęstwinie liści i gałązek, by nagle z ukrycia przeprowadzić gwałtowny atak.
Warto wiedzieć, iż na świecie istnieją również czarne jaguary, czyli tzw. odmiany melanistyczne. Ba! Są one dość popularne (więcej jednak nie zdradzam - wkrótce przeczytacie na ich temat co nieco w oddzielnym poście).
Jaguar - największy kot obu Ameryk.

^Jaguar- odmiana melanistyczna

^"Zwykły" jaguar

***
Bibliografia
1. Liczby:
- Arkive.org/Jaguar/Description
- Elisabeth Keller, "Leksykon zwierząt/Ssaki", Warszawa 2001
- Wikipedia/Jaguar
***
Informacje
- Środek grudnia, a ja przenoszę Was do ciepłych krajów! Postanowiłam nieco poeksperymentować z opisem, a natchnęła mnie do tego pewna lektura... Tekst i zdjęcia mojego autorstwa. Fotografie wykonałam w ZOO warszawskim. Zdjęcia były lekko obrabiane w programie graficznym.
- Wreszcie, mimo wszelkich przeciwności, udało mi się opublikować nowy post. Zgodnie z obietnicą, dotyczy on dzikiego kota. Na następną notkę zapraszam w okolicach Świąt. Myślę, że tematyki nie muszę nikomu zdradzać;). Jednak do Świąt pozostaję nieobecna - mam trochę do nadrobienia w nauce. Tak więc do zobaczenia przed Świętami!

czwartek, 22 listopada 2012

58. Sesja w pięć minut


Fotonotka
Zrobić udane zdjęcie - to wyzwanie. Poprzeczka podnosi się, gdy bohaterem ma być zwierzę... Wyżej, gdy chodzi o kota, jeszcze wyżej - gdy czas jest ograniczony... Bardzo ograniczony, bo do kilku minut. Ostatnio jednak los postawił mi wyzwanie zrobienia "sesji w pięć minut" pewnej, malutkiej kotce.
Z racji, że nikt nie zdążył ją nazwać, a ja przechodziłam fascynację łaciną, postanowiłam nadać jej imię Una (z łac. unus, -a  - "jeden"). Jednak równie dobrze mogłabym wybrać coś w stylu Wybranka albo, jak kto woli, Szczęściara. Krótkie życie, jak łodyga róży, porośnięte było kolcami. Jej rodzeństwo zginęło pod kołami samochodu lub w psich szczękach. Ona, bezbronna, z lekko podpuchniętymi oczkami, została sama i... ostatnia. Była teraz jedyną spadkobierczynią Rodu.

 ^Una była istną puchatą kulką na drobniutkich łapkach. Delikatna w dotyku, krucha niczym eksponat. Patrząc na to malutkie, wręcz rachityczne ciałko, przez głowę nawet nie śmiała przejść myśl, że pod powłoką krył się wulkan.

^Una szybko pokazała nam, jakie jest jej prawdziwe oblicze, dzielnie pokonując gąszcz traw. Jej nieco szalony wzrok wciąż rozglądał się po najbliższej okolicy, w poszukiwaniu czegoś nowego i ciekawego. 
W ten pochmurny dzień wniosła do naszego życia "nutkę" optymizmu.

^Strasznie ciągnęło ją do zdobywania tego ogromnego świata!

^Una - ostatnia z miotu. Jej przyszłość stoi jednak pod znakiem zapytania. Przez wieś przewinęło się bowiem wiele kociąt, lecz jedynie niektórym udało się przekroczyć granicę jednego roku i naprawdę posmakować życia... Ale może to jej, na przekór wszystkiemu, przeznaczone jest kryć się pośród złotych zbóż, przedzierać pośród chaszczy olszyny i wylegiwać  letnią porą pośród krzewów malin?
Informacje
- Dzisiaj coś lżejszego - fotonotka. Ale trwają już prace nad postem o... jaguarze. I mam nadzieję skończyć je wcześniej, niż za dwa miesiące.  
- Niestety, jestem wciąż zmuszona apelować o wyrozumiałość. Zawieszam działalność bloga na nadchodzący tydzień oraz początek następnego. Jestem zaangażowana w film, mam maraton oraz lekturę do przeczytania i raczej ani fizycznie, ani psychicznie nie będę w stanie zajmować się blogowym światkiem. Nowej notki i odzewu oczekujcie więc na początku grudnia!
Pozdrawiam!

sobota, 10 listopada 2012

57. Ostatni dzień wakacji...

^Czekaj, czekaj - ja ci pokażę, jak najlepiej pozować do zdjęć!
Kocia Kronika
2 września 2012r.
Cofnijmy się jeszcze w czasie... Ostatni wakacyjny weekend właśnie dobiegał końca. Nadejście poniedziałku i zamknięcie tym samym sezonu słodkich wakacji było nieuniknione. Wiedzieli o tym wszyscy - zaczynając od pogody, która nagle przypomniała sobie definicję lata (i na te ostatnie godziny zesłała rozgrzewające promienie), przez korzystające z ciepełka zwierzęta, kończąc na tłumach, oblegających zoo od zewnątrz i... od środka.
Ja i ParanoJa również znalazłyśmy się w tym, nieokiełznanym oceanie kolorowych bluzek i bluzeczek. My jednak niemal na starcie określiłyśmy przewodni cel naszej wyprawy, a mianowicie - obserwowanie i fotografowanie warszawskich, dzikich kotów. Za szczyt marzeń uznałyśmy ujrzenie parki harcujących po wybiegu, małych panter śnieżnych.

^Zulus - Król Dżungli
Po przejściu przez bramę wejściową, ruszyłyśmy główną aleją. Obiecująco zapowiadający się dzień pod względem pogody (delikatne słońce, połączone z komfortową temperaturą), niestety nie znalazł odzwierciedlenia w obserwowaniu kotowatych. Nasz pierwszy napotkany gatunek - gepard, drzemał sobie w cieniu, odwrócony tyłem od zawiedzionej "widowni".
Przy innych drapieżcach wcale nie zanosiło się na coś lepszego. Krakus, warszawski irbis, jak zawsze spał na swej drewnianej platformie, natomiast po Nadaam z dziećmi nie było ani śladu...
Tymczasem u lwów Zulus demonstrował zwiedzającym rolę najprawdziwszego "króla lwa", a jego partnerka, zwykle aktywna lwica Sofia, musiała oczywiście wziąć z niego przykład. Z wyciągniętą łapą, dumna władczyni rozłożyła się na betonowej "skale", niczym na królewskim łożu; jej "pościel" stanowił subtelny cień rosnących dookoła bzów.
Warto zaznaczyć, iż było to popołudnie, między godziną czternastą a piętnastą. Trudno więc dziwić się dzikim kotom - sympatykom dobrego wypoczynku, że postanowiły przeznaczyć ten wyjątkowo przyjemny dzień na leniuchowanie. Ze wszystkich spotkanych po drodze kuzynów domowego mruczka, jedynie tygrysy wykazywały pewną aktywność... Ba! Nawet zechciały trochę pohasać! Do nich jednak powrócimy później...

^Fala
Wolnym krokiem ruszyłyśmy w dalszą drogę - ku starej lamparciarni. Niegdyś, rząd starych klatek zamieszkiwała para lampartów cejlońskich. Dzisiaj to dom czterech serwali oraz młodej pantery śnieżnej - Fali. Fala urodziła się w maju zeszłego roku. W swoim krótkim życiu zdążyła przeżyć już wiele - począwszy od odtrącenia przez matkę, aż do straty swojego brata*. Szczerze mówiąc, zawsze kiedy obok niej przechodzę i widzę ją śpiącą gdzieś z tyłu klatki, coś ściska moje serce. Mam nadzieję, że już niedługo opuści Warszawę i trafi do innego ogrodu zoologicznego, gdzie czekać na nią będzie piękny wybieg.

^Jeden z serwali
Jak już mówiłam, sąsiadami "irbisiczki" Fali są afrykańskie serwale. Trójka kotek pochodzi z przemytu.
Niestety, na dzień dzisiejszy nie opanowałam jeszcze sztuki rozróżniania poszczególnych osobników. Nam pokazał się jeden zwierz. Z obserwowania go miałyśmy z ParanoJą wiele radości. Niby nie zachowywał się jakoś nadzwyczajnie - chodził sobie w tą i z powrotem, lecz z taką szybkością, że trudno było za nim nadążyć, przynajmniej z aparatem... Kiedy wreszcie zrobiłam "zasiadkę", ten wrednie zniknął gdzieś we wnętrzu budynku. Jednak wystarczyło na moment rozluźnić się, a cętkowany łowca ponownie wkroczył na scenę. Wreszcie postanowił zakończyć znęcanie się nade mną i dać mi tę jedną możliwość na wykonanie ujęcia. Przystanął, tylko na sekundę. W chwilę później znajdował się już na jednym z potężnych konarów. Po "wyrazie jego pyszczka" można było stwierdzić, iż nad czymś się zastanawia. Swymi szarymi oczami lustrował drewnianą półkę, znajdującą się w tylnym rogu klatki... I już wiadomo, co go tak trapiło! Tutejszym, serwalim rytuałem było "godzinne" myślenie w stylu "być albo nie być" (z tymże w tym przypadku raczej "skoczyć, czy nie skoczyć?"), przerywane spoglądaniem na drewnianą platformę. Zawsze owe filozofowanie kończyło się susem w pięknym stylu. Oczywiście, tym razem nie mogło być inaczej.
Kot przeciągnął się, eksponując jeszcze raz smukłe, wysportowane ciało, a następnie wygodnie ułożył do... no, wiadomo - do snu.

^W biegu
Kiedy serwale i Fala przeniosły się w krainę Morfeusza, my cofnęłyśmy się z powrotem do wybiegów panter śnieżnych oraz tygrysów sumatrzańskich. Byłyśmy dość zdeterminowane, by zobaczyć małe irbisy. Okazja do wspólnej obserwacji szalonych zabaw panterek szybko się nie powtórzy... Niestety, na wybiegu widoczny był jedynie wiecznie-śpiący Krakus, więc sens na robienie zasiadki był równy zeru...
Skierowałyśmy swą uwagę ponownie na tygrysy. U nich niemal zawsze się coś dzieje; już samo patrzenie na dorastające młode było ucztą dla oczu.
Rodzinę tygrysów tworzyła czwórka kotów - matka - Ratu oraz trójka "kociąt" - samczyki Denar i Dandys oraz ich siostrzyczka Diana. Ojciec, Iban, opuścił Warszawę dawno temu. Był bowiem własnością frankfurckiego ZOO. 
Kiedy tylko ujrzałam trójkę rodzeństwa, bawiącą się w fosie, od razu przez głowę przeszła mi myśl: ale one wyrosły! Faktycznie, ich ciała bardzo spotężniały. Patrząc na nie "w galopie", dostrzegało się tę siłę i moc, z której słyną tygrysy. Oczywiście jeszcze w odpowiednim pomniejszeniu. Mimo, że młode przybrały nieco kilogramów, nadal były o połowę mniejsze od swej rodzicielki.

^Nie ma to jak wspólne walki...
"Kociaki" cechowała niespożyta energia. Zdawało się, że aby naładować swoje akumulatory potrzebowały jakieś 20 sekund odpoczynku. Zaraz potem znów wkraczały do akcji.
Obie szybko zauważyłyśmy, iż jeden tygrysek był szczególnie zadziorny. Łączył w zabawie nieco spokojniejsze rodzeństwo. Jego metoda przypominała trochę niekończący się krąg - po rozruszaniu jednego, biegiem pędził do drugiego, który w tym czasie zdążył położyć się na ziemi. Pierwszy tymczasem obserwował igrającą dwójkę... oczywiście już w pozycji leżącej. Całość tylko zdawała się taka chaotyczna.
Tymczasem troskliwa matka na każdym kroku dawała o sobie znać, rycząc lub "plącząc się" między swoimi dziećmi (hmm, a może to dzieci plątały się jej pod łapami?).
Ratu, mimo że liczy sobie około dziesięciu wiosen, nigdy jeszcze nie miała okazji wychowywać potomstwa*. Trudno więc dziwić się jej zakłopotaniu, gdy wpędzone w szał zabawy tygryski całkowicie ją ignorowały. Najpierw próbowała je "wołać". Jej długi, chrapliwy i charakterystyczny ryk niósł się po ogrodzie zoologicznym. Dla nas słuchanie go było doświadczeniem niezwykłym i poruszającym, lecz na przyzwyczajonych młodych nie robił najmniejszego wrażenia.

^Skok przez matkę!
Kiedy plan A się nie sprawdzał, natychmiast przystępowała do planu B - sama szła po kocięta. Sposób z założenia idealny. Wyobraźmy sobie, że w naszym kierunku zmierza na sztywnych, umięśnionych łapach wielka tygrysica, z mocnymi szczękami i ostrymi pazurami. Zirytowanym wzrokiem spogląda na nas i... No, właśnie - i nic. Tutaj bowiem kończy się cała doskonałość planu... Tygrysiątka, zamiast pokornie korzyć się przed swą rodzicielką, radośnie podbiegły do niej na powitanie. Przy okazji któreś dało jej łapą w nos, szybko odbiegając do brata bądź siostry. Matka stała zdezorientowana, rozmyślając nad trzema opcjami (zależącymi w dużej mierze od jej humoru) - czy włączyć się do gry, złowróżbnie się wyszczerzyć, a może stać dalej? Tym razem jednak ruszyła przed siebie, obchodząc wybieg dwa-trzy razy i kładąc się w końcu na ziemi.
Przygalopowała do niej dwójka "maluchów". Ratu, zadowolona z tego faktu, nie chciała długo odpoczywać i ponownie przełączyła się na tryb nawoływania. Wtem młode dziwnym cudem znalazły się na drugim końcu fosy. Samica zakończyła widowisko, z gracją wskakując na "górny wybieg".
My, patrząc na zegarek - również postanowiłyśmy zakończyć spotkanie z tygrysami i skierowałyśmy się ku wybiegu jaguarów.

^"Zdjęcie legitymacyjne"...
Błękitne niebo zostało niemal całkowicie przysłonięte przez smugi białych i szarych chmur. Być może to odcięcie od życiodajnych promieni spowodowało zwiększenie aktywności u dzikich kotów, a na pewno u jaguarów.
Woliera podzielona jest na dwie części. Mniejszą zajmuje naprzemiennie para - cętkowany samiec Kali i czarna Beata. Nam jednak zaprezentować zechcieli się bracia - z ubarwienia identyczni, jak ich matka. Jeden wypoczywał, co prawda na "ukochanej", drewnianej platformie, patrząc dumnym wzrokiem na przelewające się po alejkach dzikie potoki ludzi. Drugi jednak był w ciągłym ruchu i krążył po swym terenie.

^Jeden z braci.
Trudno powiedzieć, ile spędziłyśmy z nimi czasu. Ich spokój udzielał się nam. Patrzenie na majestatycznie kroczącego pośród zielonej trawy wielkiego kota naprawdę odprężało. Nie można jednak dawać się zwieść. Powiada się, że oczy są zwierciadłem duszy - a w tych, oprócz pozornego spokoju, dostrzec można także sporą nieprzewidywalność.

^Popołudniowa toaleta.
Bracia darzą się na wzajem dużym szacunkiem. Widać, że te trzy lata pozwoliły zżyć im się ze sobą. Niebawem jednak ich drogi ostatecznie się rozejdą. Przyszłość każdego z nich pisana jest bowiem w innym ogrodzie zoologicznym.
Opuściłyśmy jaguary. Nasze oczy powędrowały ku sporej wolierze, zamieszkanej przez najbardziej tajemnicze z wielkich kotów warszawskiego ZOO...

^Nadaam
Wraz z upływem czasu, szanse zobaczenia małych panterek rosły. Z całego serca pragnęłyśmy ujrzeć te dwa, małe stworzonka, baraszkujące sobie beztrosko między potężnymi konarami i rozrośniętymi krzakami. Los okazał się być jednak całkowicie nieprzychylny.
Wolno podeszłyśmy do ogrodzenia. W duszy wciąż wierzyłyśmy w cud, że może się uda, że za chwilę wyjdą z tego kotnika, a ich turkusowe oczy spotkają się z naszymi...
Jedynymi panterami śnieżnymi, które postanowiły nam się pokazać były, o ironio!, rodzice kociąt - Nadaam i "Wiecznie-Śpiący" Krakus. Po młodych zaginął ślad...
I wtedy, kiedy dzień powoli kończył się, wiedziałyśmy, że to też koniec naszego wyczekiwania. Zdawałyśmy sobie sprawę, iż podczas tej wizyty młodych już nie zobaczymy.

^Jeszcze zielone ZOO... 
Nie było to zbyt pocieszające, lecz wrażenia z całego dnia - dzikie zabawy tygrysów sumatrzańskich, eleganckie spacery długonogich serwali, czy oglądanie emanujących spokojem jaguarów, spokojnie  równoważyło szalę. Subtelna pogoda, z delikatnym słońcem, umiarkowanym zachmurzeniem oraz komfortową temperaturą w połączeniu z możliwością podziwiania dzikich kotów, to było coś!
__________
*O odejściu brata Fali przeczytałam tutaj.
*Ratu w swoim życiu rodziła w sumie trzy razy. Dwa razy jednak odrzuciła swe młode.
***
Zapraszam do odwiedzenia tego niezwykłego bloga o muzyce! 
Bynajmniej nie opowiada on o tej popularnej-radiowej ;)!
***
Informacje
- Nie uwierzycie, "pisałam" ten post dwa miesiące... Ale nie wyobrażam sobie, żebym mogła go nie opublikować. Polska, złota jesień w pełni, a ja tymczasem przypominam Wam piękną końcówkę lata :D.
- Tekst i zdjęcia, tradycyjnie, mojego autorstwa.
- Uczę się blogspota (bo oczywiście, nie matematyki)... Dzięki tej nauce możecie dzisiaj podziwiać nowy szablon! Jesienny, pasujący do tego "październikowego listopada" ;). Jestem zadowolona, bo wreszcie udało mi się "stworzyć" coś przejrzystego i w miarę estetycznego... Jak się podszkolę, postaram się wykonać jakiś bardziej profesjonalny szablon.
- Blog odwiedzam w weekendy. Obecnie trwają moje prace nad nadrobieniem zaległości. Proszę Was więc o wyrozumiałość. Kraków nie od razu zbudowano... Perfekcyjnych niestety również.
Pozdrawiam! I do szybkiego napisania!

poniedziałek, 22 października 2012

To już trzy lata!


Na wstępie...
Październik. Subtelne promienie jesiennego słońca rozświetlają lekko zamglony, złoty las.
Był to dokładnie dwudziesty drugi października. Trzy lata temu. Wieczór, jak dzisiaj. Właśnie wtedy podjęłam decyzję o powołaniu do życia Felidae.
Nieważne, że "ciało" się zmieniło. "Duch" pozostał ten sam. Pamiętam, jak rozpierała mnie duma, radość i nadzieja - że może uda mi się to pociągnąć. I udało. Dotrwałam do "trójki".
Wiele zmieniło się od tamtego czasu. Nie myślę tu tylko o przeniesieniu na Blogspota. Wiele zmieniło się także we mnie samej (chociaż pewnie tego nie widać :P). I jak już zabrnęliśmy w te przepełnione melancholią tematy... To na samym początku chciałabym Was przeprosić. Pewnie domyślacie się za co. Moje wszystkie nieobecności, przerwy, "luki"... Na swoją obronę mogę powiedzieć tylko tyle, że ostatnie miesiące były dla mnie bardzo trudne pod względem psychicznym. Nie będę tutaj rozpisywać się dokładnie o szczegółach, bo to nie czas i miejsce na rozpamiętywanie, a Wy nie przybyliście przecież, by czytać o moich problemach! Tak więc, wracając do głównego tematu, mam jeszcze cichą nadzieję, że mi ponownie wybaczycie. I zaznaczam od razu - moje nieobecność na pewno będą się powtarzać. To po prostu nieuniknione... Nie uda mi się skomentować każdego, Waszego postu. Postaram się jednak chociażby być i czytać - bo właśnie dlatego nawiązywałam współpracę z Wami - przede wszystkim, aby czytać.

Ale dobra, tam - już przestaję smęcić. Były kryzysy, były trudne chwile, lecz to nie jakaś żałoba czy pożegnanie!
Zanim dojdę do tematu przewodniego, chciałabym podziękować szczególnie kilku osobom, dzięki którym ta strona nadal utrzymuje się jeszcze w tym, całym blogowym światku. Tak, więc...
Dziękuję Kini, która jest moją najwierniejszą Czytelniczką. Trwała ze mną i w dobrych, i w złych chwilach. Naprawdę, nawet nie wiesz, jak to doceniam!
Dziękuję także ParanoJi, która była ze mną niemal od początku istnienia Felidae. Zawsze mogłam na Ciebie liczyć. Wspierałaś mnie w każdej sytuacji (nawet w najdrobniejszych elementach, jak szablon). Jestem wdzięczna losowi, że postawił na mojej drodze tak pozytywnie zakręconą osobę, jak Ty właśnie :>!
Dziękuję Ptasi, która również towarzyszy mi w tej blogowej wędrówce. Dziękuję Ci, za nasze rozmowy na różne tematy - czy o ptakach, czy o ochronie środowiska. Dziękuję po prostu za to, że byłaś tutaj, ze mną!
Dziękuję także Animals, dziękuję Pestce, Abricot, Koir'rze (powiedz, że dobrze odmieniłam :P), dziękuję Rainbow, dziękuję każdemu, kto choć raz wsparł mnie komentarzem, kto czytał moje posty, dziękuję każdemu anonimowemu Czytelnikowi, dziękuję każdemu, kto choć raz wszedł tutaj i zdecydował się pozostać na dłużej! To Wam dedykowana jest ta strona!


Jakim typem kota jesteś?
Zastanawiałeś się nad tym kiedyś? Bo ja owszem. Pamiętam, jak byłam małą, nieśmiałą dziewczynką, lubiącą biegi na sześćdziesiąt metrów. Zawsze utożsamiałam się wtedy z Gepardem. W miarę upływu czasu, kiedy mój sposób bycia ulegał przemianom i gdy poznawałam "drugie oblicze" dzikich kotów (ich wnętrze,  symbolikę), coraz częściej nazywałam siebie Lampartem.
Jakieś kilka dni temu oświeciło mnie - jak grom z jasnego nieba, spadł na mnie pomysł stworzenia takiej rozpiski. Wszak każdy kot to inna osobowość, a każdy człowiek to "inny duch".
Są wśród nas Lwy, Tygrysy, Jaguary i Irbisy. Wystarczy tylko dobrze się przyjrzeć!
Tak oto, natchniona, napisałam notkę zupełnie nie-naukową, nie-encyklopedyczną, nie-mającą przekazać jakiejkolwiek wiedzę. Przedstawiam Wam subiektywny... No, testem tego nie nazwę. Rozpiska - wymyślona przeze mnie rozpiska - to chyba najwłaściwsze określenie.
Aha, jeszcze na czym opierałam się, podczas tworzenia... Własne obserwacje, filmy o dzikich kotach plus jeszcze ogólnie przyjęta symbolika i wierzenia. Coś jeszcze? No, to teraz sprawdź, jakim kotem jesteś!
PS: Przypominam, że każde zdjęcie można powiększyć ;)!


Lew
Chyba każdy spotkał się w swoim życiu z osobą wyluzowaną, przebojową i niepoprawnie optymistyczną, którą zawsze otaczało duże grono różnorodnych znajomych...
Jesteś duszą towarzystwa? Doskonale odnajdujesz się w grupie oraz posiadasz wielu przyjaciół? Wyzwania w życiu są Ci niestraszne; jednocześnie do wszystkiego podchodzisz z rezerwą (lecz także dozą optymizmu) - zapewne możesz uważać siebie za Lwa. Nie masz w sobie nic z zastraszonego stworzonka - nie boisz się nowości, jesteś typem lekkoducha i posiadasz zdolności przywódcze. Lubisz, kiedy świat kręci się wokół Ciebie. Otwarcie i zażarcie walczysz o swoje interesy, a do upragnionych celów nierzadko dochodzisz kosztem innych.


Tygrys
Tygrys postrzegany jest od wieków, jako stworzenie o ogromnej sile. Mało kto zdaje sobie sprawę, iż posiada również łagodniejsze oblicze.
Podobnie jest z osobami "tygrysiego typu".
Cechuje Cię rodzinność, niezwykła uczuciowość i oddanie. Jesteś również zrównoważony, nierzadko poważny i dystyngowany (choć równie dobrze potrafisz łączyć z tym poczucie humoru). Pomimo silnego charakteru, zauważasz innych. Nie jesteś jednak marionetką i z reguły w pokojowy sposób "walczysz o swoje".

Lampart
Lampart - kot-duch. Nigdy nie rzuca się w oczy, chociaż potrafi dokonać rzeczy ogromnych.
Trzymasz się z boku - centrum uwagi oddając tym samym przebojowym Lwom. Szybko i łatwo dostosowujesz się do nowych warunków, od razu przystępując do działania. Możesz poszczycić się szybkim i błyskotliwym myśleniem, sprytem i przebiegłością. Doskonale oceniasz ludzi, sytuacje i swoje szanse (tzw. typ obserwatora). Lubisz działać, chociaż robisz to skrycie ("cichy bohater"). Radzisz sobie w większości sytuacjach, bez wprowadzania zbędnego zamieszania. Otwierasz się niewielu osobom i masz, co najwyżej kilku przyjaciół. Przez swą tajemniczość, inni biorą Cię za kogoś nieco nieprzewidywalnego... Nie przeszkadza Ci samotność.

Jaguar
Ach, te zmienne jaguary. Porównać można je do kwietnia lub kobiety... Mają w sobie mnóstwo sprzeczności. Jednym razem - do rany przyłóż, kiedy indziej - bez kija nie podchodź! Można przyrównać je również do znanego przysłowia: "cicha woda brzegi rwie". W ich duszach trwa odwieczna walka między opanowaniem a impulsywnością.
Masz silny charakter? Uparcie dążysz do wyznaczonych celów? Potrafisz być porywczy albo nawet choleryczny? Na pewno jesteś Jaguarem...
Sam dobierasz sobie przyjaciół, dla których jednak zamieniasz się w kochającego "kotka". Wbrew wszystkiemu, zdarza Ci się emanować i zarażać wszystkich spokojem i ciepłem. Jesteś przy tym szlachetny i stajesz w obronie innych. Jeśli zaś chodzi o rozwiązywanie sporów - zdecydowanie nie drogą pokojową... Jesteś po prostu typem wojownika.

Irbis (pantera śnieżna)
Patrząc na panterę śnieżną, można wyciszyć się, ukoić ducha lub... po prostu usnąć. Nawet sposobem poruszania się, kot ten wyraża swą elegancję, szykowność i wewnętrzną harmonię.
Tak samo jest z osobami-Irbisami.
Nie istnieją dla Ciebie rzeczy niemożliwe. Kryjesz w sobie mnóstwo energii, którą wykorzystujesz rozważnie. Jesteś flegmatykiem, długo myślisz, lecz Twoje decyzje są zazwyczaj bezbłędne i trafne. Cechuje Cię nie tylko spokój i opanowanie, ale także uczuciowość. Zdarzają się także chwile szaleństwa. Jesteś typem o niespotykanej wytrzymałości - potrafisz znieść wiele ciężkich sytuacji, zachowując przy tym swój spokój ducha.

Gepard
Pierwszy był typ-alfa, kończymy więc "omegą". Gepardy to uosobienie łagodności - nie tylko u ludzi.
Jeżeli trzymasz się z boku, nie przez zamiłowanie do samotności, tylko przez nieśmiałość, jesteś zamknięty w sobie, aczkolwiek nie możesz patrzeć na krzywdę innych - być może Twoim kotem jest Gepard. Cechuje Cię także ustępliwość. Zdarza się, że wręcz boisz się sprzeciwić czy szczerze powiedzieć, co myślisz na dany temat. Jednak bycie Gepardem nie równa się byciem ofiarą. Kierujesz się w życiu wyższymi wartościami, jesteś szlachetny, nigdy nie poddajesz się w drodze do celu oraz, gdy już uda Ci się wygłosić swoje zdanie, nie zmieniasz go i bronisz, nawet gdy wiesz, że znajdujesz się na przegranej pozycji. Z elementów drugorzędnych, często osiągasz spore sukcesy w lekkoatletyce.

No - na razie to tyle z mojej strony. Chwalcie się, jakimi kotami jesteście! Pamiętajcie, że nie musi pasować do Was tylko jeden gatunek. Ja, na przykład, uważam siebie za Lamparta z elementami typu gepardziego ;).

***
Na zakończenie
- Blog z muzyką!
Zmiana w zakładce "Blog z muzyką!". W związku z urodzinami i jakby "nowy początkiem", macie okazję przesłuchać utwór Harry'ego Gregsona-Williamsa, o jakże wymownym tytule "Only the beginning of the adventure", pochodzący ze ścieżki dźwiękowej "Opowieści z Narnii: Lew, Czarownica i Stara Szafa". Jest on dla mnie szczególnie bliski - nie tylko odnosi się do Perfekcyjnych, lecz także pomagał znieść mi najtrudniejsze chwile ostatnich miesięcy. Mam nadzieję, że również tutaj wniesie powiew świeżości i wenę, a Wam ułatwi poznawanie kociego świata!

- Wiem, tekst nie jest wspaniały. Są w nim błędy stylistyczne i niedociągnięcia. Zależało mi jednak na dacie (chociaż raz nie będę spóźniona!). Jutro, tj. we wtorek, postaram się co nieco poprawić.
- Nowa notka pojawi się wkrótce. Nie uwierzycie, ale pisałam ją... od połowy września. Jednak nie wyobrażam sobie pominięcia jej w mym "planie"...
- O wszelkich aktualnościach informować będę pod każdym, najnowszym postem.
- Nie informuję (albo później). Wasze blogi nawiedzę wkrótce!
A póki co, pozdrawiam i do zobaczenia!

poniedziałek, 17 września 2012

56. Timon zabawowy


Fotonotka

Post dedykuję Adze.

Pod koniec sierpnia udało mi się wybrać wreszcie na prawdziwe wakacje. Cel - wieś. Poznałam tam pewne kocie rodzeństwo. Ona (Pańcia) - tajemnicza, niezależna, czarna kotka. Jej brat (Timon) - towarzyski, waleczny i łowny buro-biały kocur - to on jest bohaterem dzisiejszej fotonotki.

Kociaki miały kilka miesięcy (matkę opuściły już jakiś czas temu), czyli trafiłam na etap "wiecznej zabawy". Kociaki potrafiły całymi godzinami biegać po podwórku - od garażu do naprzeciwległej stodoły. Powoli zaczynały się usamodzielniać. Na przykład, od czasu do czasu zdarzało im się coś schwytać (!)
No, ale nie o tym. Timona, Pańcię i ich dziwne przyzwyczajenia poznacie innym razem. Dzisiaj będzie mowa o fotografowaniu.
W związku z tym, iż kociaki krążyły po wybiegu, niczym elektrony wokół jądra atomu (nieustannie, a ich uwagę przykuwało wszystko - jak nie szyszka, to patyk, jak nie patyk to ważka, jak nie ważka to ogon brata lub siostry...), miałam okazję nieco udoskonalić swój fotograficzny warsztat, szczególnie jeśli chodzi o zdjęcia w ruchu. Niegdyś - moja bolączka. Zawsze bowiem "fotki" w biegu/skoku wychodziły niewyraźne, źle skadrowane i/albo poruszone. Trafiła mi się niepowtarzalna szansa by to poprawić! Do tego aż dziesięciodniowa! Natychmiast wzięłam się do roboty. W tej fotonotce pragnę Wam zaprezentować "kilka owoców" mojej pracy.
Kończę przynudzać. A więc - zaczynajmy zabawę!


^Timon uchwycony w "skoku po piórka".

^Nigdy nie był wybredny. Liść? Ważka? Szyszka? Źdźbło trawy? Nikt nie mógł czuć się bezpieczny, gdy kotek pojawiał się na horyzoncie. 

^Niepokorny łowca. Podczas mojej wizyty złapał dwie myszy, zaskrońca oraz... wróbla! 
A on sam liczy sobie dopiero kilka miesięcy... Wyrasta z niego naprawdę bezlitosny drapieżca!

^"Wygibasy"

^"Mam szczęki, jak jaguar!"

***
Informacje
- Tekst i zdjęcia mojego autorstwa. Więcej o Timonie i Pańci przeczytacie w "profilach" lub w opowiadaniu "Bursztynowym okiem" (ale to za "pewien" czas...).
- Czytam wszystkie komentarze ;). Niedługo postaram się ze wszystkimi skontaktować. Informacje i wyjaśnienia mojej nieobecności znajdziecie pod poprzednim postem.
- To ostatnia notka, jaka pokaże się w najbliższym czasie. Nie wiem, kiedy znajdę czas na napisanie czegoś, hmm - "ambitniejszego".
- Informuję później, w wolnym czasie!
Pozdrawiam!

środa, 12 września 2012

55. Koci Pamiętnik - Dorosłość poczeka


Kot argentyński (Leopardus geoffroyi) to gatunek dzikiego kota, o skrytym i tajemniczym charakterze. Jest bajecznie ubarwiony. Niczym u geparda, jego ciało pokryte jest drobniutkimi cętkami. Na pyszczku można podziwiać wzór, przypominający fantastyczny, zastygły taniec pasków i plam. Ten niesamowity wygląd sprawia, że można być jeden metr od zwierzęcia i go nie zauważyć...
~*~


5 lutego 2010
Tego dnia słońce świeciło na niebie, zsyłając na zamarzniętą, przykrytą grubą warstwą białego puchu ziemię życiodajne promienie. Cały ogród zoologiczny ożył w jednej chwili - ptactwo "pluskało się" w swoim stawie, roślinożercy wypoczywali na świeżym powietrzu, chłonąc ciepło, a dzikie koty spacerowały po wybiegach. Małe koty argentyńskie nie były wyjątkiem...

^Kot argentyński

Małe? Zaraz, zaraz, już wcale nie takie małe. Wielkością dorównywały swojej matce. Jednak szaro-niebieskie oczy nadal zdradzały młodzieńczy wiek.

^Nie ma to jak kamuflaż doskonały!

Słońce skusiło je do wyjścia z domku na przechadzkę. Świąteczne dekoracje wciąż przyozdabiały ich mały światek (ku ogromnej uciesze drapieżników). Pierwszy, którego zobaczyłam, chował się wśród choinek, natomiast jego rodzeństwo wędrowało po całej wolierze. Ciekawość świata wciąż królowała w ich sercach. Jeden podszedł nawet do ogrodzenia, by bliżej przyjrzeć się statywowi. Zastanawiałam się, kiedy dorosłość na dobre zapuści korzenie w ich wnętrzu i wreszcie wydrze się na zewnątrz. Jak widać, nie miało to nastąpić jeszcze w najbliższym czasie.

^Rodzinne czułości

Po wielce wyczerpującym spacerze po wolierze wewnętrznej, koty uznały, że nastał czas odpoczynku. W sekundę woliera opustoszała, natomiast domek zaroił się od cętkowanych łowców.
Matka nie odważyła się dzisiaj wystawić nosa na zewnątrz i chyba od rana grzała okrągłą półkę. Jeden z jej młodych, który nie zajął wystarczająco szybko najlepszych miejscówek, podszedł do niej, by się przywitać. Co miał w końcu do stracenia? Matka ledwie zdążyła liznąć go po policzku, gdy on skrzywiony wycofał się. Jego mina zdawała się mówić: "jestem już na to za duży!". Bądź, co bądź, kociak na pewno nie miał dzisiaj nastroju do czułości.
*
Zaskakująco szybko przeminął cały ten dzień. Kociaki również zmieniają się w mgnieniu oka - z wyglądu przypominają już dorosłe osobniki, lecz w środku nadal są małymi kotkami. Czyżby to zima, całą swą niezwykłością, zahamowała ich "rozwój duszy"? Jedno jednak jest pewne - na razie dorosłość poczeka.
***
Informacje
(ważne - szczególnie dla osób, które informuję)
- Przejdę od razu do spraw najważniejszych - mojej nieobecności. Hmm, jakby to ująć... Może zabrzmi to dość osobiście/dziwnie, ale tak - przechodzę kryzys. Związany z nową szkołą. Potrzebuję czasu przestawić się na ten nowy, zupełnie odmienny tryb (bynajmniej nie chodzi tu tylko o naukę!).
Proszę Was zatem o wyrozumiałość.
Jak już kiedyś pisałam, nie chcę wchodzić tu i na Wasze blogi - napisać coś, "bo trzeba" i wyjść. Pamiętam o wszystkich, ale nie jestem w stanie tego na razie (i na raz) ogarnąć.
Nie sądziłam, że będzie aż tak dziwnie. "Kombinowanie" nad liceum zajęło mi niemal całe wakacje, wyłączając ostatnie dwa tygodnie. Wkrótce, pewnie gdy się przestawię, lub wcześniej, zaleje mnie fala nauki.
Dodatkowo, ostatnio byłam chora i pojawiałam się tutaj sporadycznie i na krótko.
Sytuacja wymaga wielu zmian, także w moim podejściu do blogosfery. Nie ukrywam, co się ze mną dzieje. Zawsze staram się być szczera, przynajmniej w jak największym procencie.
Dlatego jeszcze raz, proszę Was o wyrozumiałość i chcę też uczulić, że nie zawsze jak wydaje się, iż jestem nie obecna, to znaczy, że nie odwiedzam Waszych blogów. Nie obraźcie się też, jeśli moje komentarze staną się o połowę krótsze. Obiecuję, że gdy ten niespokojny ocean się ustatkuje, postaram się wrócić do starego systemu.
Przepraszam Was najmocniej!
Jeśli ktoś ma jakieś pytania/wątpliwości - niech pisze. Postaram się odpowiedzieć na każde Wasze pytanie.
- Zdjęcia i tekst są mojego autorstwa, wykonane w ZOO warszawskim. Ja wiem, że właśnie przemijają być może najcieplejsze dni tego lata, ale no cóż... Postaram się jeszcze napisać coś bardziej "aktualnego" ;)! Nowy post dotyczyć będzie albo kotów wiejskich, albo Kociej kroniki, albo jakiegoś dzikiego kota, w zależności, co uda mi się pierwsze ogarnąć.
Pozdrawiam!