Kocia Kronika
Listopad 2011r.
Piękna, polska, złota jesień. Wraz z nastaniem
chłodniejszych dni łatwiej jest podglądać życie dzikich kotów, mieszkających w
ZOO warszawskim. W tym miesiącu miałam okazję być w nim dwa razy, lecz wszystkie obserwacje opiszę w tym poście, który dotyczyć będzie wszystkich gatunków, z wyjątkiem lwa.
^Serwale wybrały drzemkę...
Takiego dnia, jak dzisiaj, nie mogłam zmarnować ani
ja, ani mieszkańcy ogrodu, między innymi koty. Było rześko i słonecznie, a w
powietrzu wyraźnie odczuwało się jesienny chłód. To w końcu listopad. Jednak
warunki wprost wymarzone do podglądania i fotografowania mieszkańców zoo.
^Młody badający dynię przez ogrodzenie.
Tuż przy jaguarach zobaczyłam widok wstrząsający. Na obsypanej liśćmi
ścieżce wybiegu Kalego, leżała ogromna, obgryziona dynia. Świetny przykład na
to, jak silne szczęki posiadają jaguary. Sam prawowity właściciel
"hallowenowej zabawki" był już nią mocno znudzony i drzemał na swojej
drewnianej "półce". Odwrotnie zachowywała się dwójka podrośniętych
braci. Nie mogli ukryć swojego zainteresowania podziurawioną, niczym ser
szwajcarski, dynią. Szczególnie jeden nie potrafił oderwać od niej wzroku.
^Kali i jeden z jego synów.
Potężny Kali, nie przepadający za swoimi synami,
błyskawicznie obudził się i znalazł na ziemi, po czym zaczął śledzić czarnego
młodzika (co jakiś czas, agresywnie atakując ogrodzenie). Od dawna
zastanawiałam się, za kogo uważa swoich synów - za konkurentów? Młodych innego
samca? W każdym razie nigdy nie darzył ich ojcowską miłością. Chwilowo
zakończyłam obserwację, udając się w głąb ogrodu.
^Chyba w każdym kocie pozostaje do końca życia "cząstka małego kociaka".
Po jakimś czasie ponownie powróciłam do
jaguarów. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się tego, co tam ujrzałam.
Chyba jesienne, orzeźwiające powietrze dodało młodym samcom dodatkowej energii.
Po zakończeniu biegów po konarach, ich wzrok zatrzymał się na plastikowym,
białym opakowaniu, zawieszonym na grubym sznurze. Po chwili już nie tylko sam wzrok
spoczywał na biednym pudełku, ale białe kły i ostre pazury. Wkrótce dołączył drugi
brat i bez żadnych skrupułów pacnął "kolegę" w ogromny łeb. Rundka po
wolierze i z powrotem męczymy pudełko. I jeszcze raz, i kolejny, i znowu...
^Kto by pomyślał, że zwykłe pudełko może dostarczyć dorosłemu jaguarowi tyle radości...
Skończyło się na tym, że jaguary rozładowały nadmiar
energii, a pudełko zostało ozdobione wzorkiem dziur i zadrapań (nic dziwnego,
jeśli kot o najsilniejszych szczękach się na nim wiesza, podobnie jak Grubuś...). Wreszcie wielkie kocury się zmęczyły i nastała krótka
przerwa...
^Nadaam obserwująca swojego partnera z drewnianej platformy.
Dzień zbliżał się powoli ku końcowi. Widząc ruch
przy wybiegu irbisów (wcześniej drapieżcy spali w najlepsze), szybkim
krokiem ruszyłam w tamtą stronę. Pewnie i tym kotom niewidzialna siła dodała
trochę energii. Parze, Krakusowi i Nadaam, zebrało się na zabawę "w
berka". Jej zasady były może nieco chaotyczne - któraś ze stron zaczynała
się skradać, następnie błyskawicznie atakowała i ostro hamowała przed
partnerem. Potem następowała zamiana ról (tak, tak, zazwyczaj koty po ataku
zamieniały się ze sobą rolami).
^Kiedy zabawa zaczyna irytować jedną stronę, zostaje przerwana i koty powracają do swoich zwykłych czynności, a przynajmniej na chwilę...
Zdarzało się, że dochodziło do małych przepychanek,
lecz Nadaam natychmiast je kończyła, obnażając kły. Najprawdopodobniej koty
dalej kontynuowały swoją "grę", lecz ja musiałam je opuścić. Zbliżała
się szesnasta - godzina definitywnie kończąca zwiedzanie.
^Drzewo rosnące obok woliery kotów argentyńskich, w tle zachodzące słońce.
Byłam bardzo zadowolona z tej jesiennej wyprawy oraz
z fotografii, które udało mi się wykonać. Prezentowane tutaj to ledwie mały
ułamek całości ; ).
***
Informacje
- Notka z dnia 12.11.2011r., napisana jeszcze na blogu Felidae - poprzedniku Perfekcyjnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz