Kocia Kronika
29 lipca 2011r.
Letnie popołudnie. Duszno, parno i słonecznie. Jednak ani trochę nie przeszkadzało
to w wyruszeniu na kolejną, wyczekiwaną od dawna, wyprawę.
^Serwal
Wybiła szesnasta, gdy my dochodziliśmy do pierwszych kotów - serwali
oraz karakala. Ku mojemu zdziwieniu, od razu udało się wypatrzeć smukłego,
pokrytego czarnymi plamkami drapieżnika. Drzemał sobie w najlepsze, odwrócony
tyłem do zwiedzających. Jednak,
jak się potem okazało, tylko on dał się jako tako obserwować. W kolejnej klatce wypoczywały karakal oraz drugi serwal. Ukryły się naprawdę perfekcyjnie. O ich
obecności świadczyły wyciągnięte płowe bądź cętkowane łapy. Cóż, nie
można zaprzepaścić tak dobrej pogody na odpoczynek.
^Eter czy Fala?
Kolejnym, fantastycznym punktem było spotkanie z rodzeństwem irbisów; jak głosiła tabliczka, z Eterem i Falą. Kocięta zamieszkały w starej
lamparciarni. Miały do dyspozycji jedną z czterech klatek. Niebawem (a może
już?) zaczną wychodzić na spacery po ogrodzie.
Trafiły tutaj, ponieważ ich matka, Nadaam, porzuciła je przez swoje problemy zdrowotne.
Oba koty miały piękne puszyste futerko i niebieskie oczy, choć ich barwa
będzie się zmieniać wraz z dorastaniem. Już nie mogę doczekać się kolejnej
wizyty, gdy posiedzę z nimi dłużej...
^Czarny jaguar, a w tle jego ojciec - Kali.
Czas naglił, dlatego opuściliśmy Etera oraz Falę i ruszyliśmy w stronę
woliery jaguarów. Tłum, stojący przy szybie, wskazywał, że coś się dzieje.
Trzy, czarne, kocie sylwetki z gracją spacerowały po wybiegu. Brak Beaty wcale
mnie nie zdziwił. Po mojej ostatniej wizycie, pewnego deszczowego, majowego
dnia, wykazywała agresję w stosunku do swoich dzieci, pomimo że była od nich
odgrodzona.
^Jeden z braci
Tymczasem "kocięta" także przeszły prawdziwą przemianę.
Miały już grubo ponad rok. Dzikie gonitwy i walki zastąpił dumny chód. Niegdyś
szalone spojrzenie, przepełnione ciekawością, zmieniło się na bardziej poważniejsze i
opanowane. To było oczywiste - jaguary wkroczyły w nowy etap życia.
^Kali
Jednak
Kali wcale się nie zmienił. Od samego początku nie odznaczał się
opiekuńczością. Być może, kiedy bracia dopiero wkraczali w życie, chciał je
zabić przez ryzyko, iż ich ojcem mógł być inny jaguar. Co teraz myślał o swoich
synach? Czy widział w nich nadal kocięta innego samca, a może już konkurentów? W
każdym razie uważnie obserwował trójkę, a jeśli któryś znalazł się zbyt blisko,
bez skrupułów atakował ogrodzenie. I Atos, i Aramis, i Awatar już dawno
przestali interesować się agresywnym zachowaniem Kalego, więc wysiłki wielkiego
samca były zazwyczaj... ignorowane.
^Amor
Lwy. To właśnie z nimi spędziłam ostatnie kilkadziesiąt minut mojego
pobytu.
Niemal natychmiast rzuciła mi się dość duża zmiana na jednym z wybiegów.
To ten, na którym poprzednim razem widziałam Sofię. Ku mojemu zdziwieniu, dziś
leżały tam dwa koty, z czego tylko jeden posiadał grzywę, drugi nie. Zaraz potem
rozpoznałam w pierwszym Sofię; ale kto jej towarzyszył?
Tymczasem na sąsiednim wybiegu, spacerowały dwa, wielkie samce - dorosły Dukat i...? No właśnie Zulus czy Amor?
^Sofia
Pierwszy raz miałam takie problemy w odróżnieniu braci. Wcześniej
wystarczyło spojrzeć na grzywę - u młodszego Amora była zdecydowanie mniejsza.
Teraz ta metoda okazała się całkowicie nieskuteczna. Jedyne, co mi pozostało,
to spróbować rozróżnić je na podstawie odmienności ich pysków (czyli metodą "po twarzy"). Doszłam do
wniosku, że na terenie Dukata przebywa Amor, a na Sofii - Zulus.
^Wspólne gonitwy
Co ciekawe Sofia nie była tą samą lwicą, co ostatnio. Energia wypełniła ją od środka. Interesowała się nawet najmniejszym ruchem. A
kiedy zobaczyła srokę, "wybuchła" i ruszyła w dziką pogoń. Oczywiście ptak
uciekł. Po kilku machnięciach skrzydłami znalazł się na szczycie czarnego bzu. Sroce wyraźnie sprawiało uciechę prowokowanie
lwa. Dopiero w następnej chwili zdecydowała się uciec na dobre.
Sofii to nie przeszkadzało. Potrzebowała się wybiegać. Jej harce
zaciekawiły samca - zwykle majestatycznego i poważnego (przypominał trochę rzeźbę). Znieruchomiał, gotowy do skoku. Sofia podeszła z powrotem do bzu. Zaciekawiony Zulus podbiegł do niej. Przez chwilę koty
"badały" roślinę. Wtedy dojrzałam na ciele samicy ranę. Czyżby
pochodziła z pierwszego spotkania? Jednak dziś oba drapieżniki dogadywały się
ze sobą wprost doskonale. Wspólne zabawy, bieganie. Czyżby to początek nowej
przyjaźni?
***
Informacje
- Notka z dnia 30.07.2011r., napisana jeszcze na blogu Felidae –
poprzedniku Perfekcyjnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz