Kot argentyński to gatunek dzikiego kota, o skrytym i tajemniczym
charakterze. Jest bajecznie ubarwiony. Niczym u geparda - jego ciało pokryte
jest drobniutkimi plamkami. Na pyszczku można podziwiać wzory z pasków.
~*~
14 listopad 2009
Trzy koty argentyńskie urodziły się 20 sierpnia 2009 roku, w
Warszawskim Ogrodzie Zoologicznym.
Po raz pierwszy udało mi się je zobaczyć około trzech miesięcy
później. Było dość pochmurnie i niezbyt ciepło.
Gdy podeszłam do "domku" kotów argentyńskich,
pierwsze co ujrzałam to małego, pięknego kociaka. Przyglądał mi się z
zaciekawieniem. Siedział na czymś w rodzaju drewnianej półki. Pod nim spoczywała dumna
mama, przegryzając sobie w najlepsze obiad - białe myszy.
Na innej, drewnianej półce, umiejscowionej po drugiej stronie,
wysoko, siedział kolejny kociak.
Nagle, pierwszy z nich zszedł z półki do mamy. Obwąchał
mięso. Był jednak jeszcze za młody na jedzenie takiego typu pokarmu.
Szybko pojawił się i trzeci maluch. Balansował po kłodach,
umieszczonych w pomieszczeniu. Zatrzymał się i zaczął mi się przyglądać.
Kocięta były jeszcze małe. Miały przepiękne niebieskie oczy oraz
nieproporcjonalnie duże uszy. Były takiej samej wielkości jak małe najzwyczajniejszego
„Felis catus”.
Tymczasem drugie kocię wskoczyło do swojego brata (lub siostry) i
wtuliło się w jego futerko. Trzeci wkrótce postanowił do nich dołączyć. Jednak
ułożenie kłód i gałęzi nie było po jego stronie. Młody musiał trochę pomyśleć.
Pozostałe kocięta z ciekawością obserwowały jego wysiłki. Młody zaczepił się o
półkę, lecz udało mu się podciągnąć. Był już wśród rodzeństwa. To niesamowite,
że tak małe zwierzaki mogą wykazywać tak ogromną siłę!
Jedno z kociąt postanowiło zejść z półki. Oczywiście zrobiło to w
wielkim stylu – zeszło bowiem głową w dół. Postanowiło odwiedzić matkę.
Ja jednak odchodzę od domku „Argentyniaków”, jednak by w
niedalekiej przyszłości z powrotem do nich powrócić.
Ponownie jestem przy kotach argentyńskich. Trochę się rozchmurzyło
i ukazało powoli zachodzące słońce.
Zwierzęta mają do dyspozycji pomieszczenie kryte i wolierę na
świeżym powietrzu. Woliera
zrobiona jest w stylu naturalnym. Znajduje się tam dużo gałęzi, kłód oraz
kryjówek.
Tym razem, kocięta postanowiły wyjść na spacer. Cała trójka bawiła
się na gałęziach. Oczywiście matka cały czas stała na straży.
Koty wywarły na mnie wielkie wrażenie - wspinały
się niczym lamparty, schodziły głową w dół, jak margaje* lub łaziły po siatce,
przypominając wykwalifikowanych wspinaczy. I nigdy nie spadły! Dodatkowo ich
oczy pięknie błyszczały w promieniach słońca.
Tak, to był cudowny dzień!
***
Informacje
- Notka z dnia 28.12.2009 roku, napisana jeszcze na poprzedniku Perfekcyjnych - Felidae.
- Zdjęcia wykonałam w ZOO Warszawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz